Trochę spóźniony post, ale nadal tak samo odnoszący się do ulubionych kosmetyków zeszłego miesiąca;) Nie ma ich wiele, ale postaram się dodać przy okazji recenzję każdego z nich. Zaczynamy!
Szminka MAC "Hue"
Jeden z niewielu "nudziaków" jakie posiadam i kolejna szmineczka z Mac'a w mojej kosmetyczce. Tu chyba nie trzeba za dużo się rozwodzić, moim zdaniem firma ta produkuje najlepsze jakościowo pomadki ze wszystkich dostępnych na rynku (w przedziale do 100 zł). Przepiękny kolor idealny na jesienne dni, kiedy to ciemny poranek nie pozwala nam na dokładne umalowanie ust bardziej wyrazistymi kolorami. Do tego nie podkreśla suchych skórek i nawilża. Czego chcieć więcej?
Trio Max Factor
Nie mogę podać nazwy odcieni, bo niestety się zmazała, ale ciekawostką dotyczącą tej właśnie małej paletki jest fakt, że znalazłam ją kilka miesięcy temu w kosmetyczce mojej mamy. Wolę nie zastanawiać się ile czasu temu je kupiła, dlatego nie wiem też czy ta paletka nadal jest dostępna w szafach Max Factor. Mój stosunek do tych cieni ciągle się zmienia, kiedyś uważałam je za największą stratę pieniędzy przez bardzo słabą pigmentację i twardość. Teraz doceniłam je, bo bardzo polubiłam delikatne kolory, tak by jak najszybciej wykonać poranny makijaż. To prawda, by było je widać trochę muszę się namachać, ale subtelny efekt jaki dają w zupełności mi wystarcza. Na pewno nie są to cienie, którymi zrobimy sobie krzywdę ;)
Tusz Max Factor 2000 Calorie
O tym tuszu już kiedyś pisałam na blogu, a ze względu na promocję w Rossmannie postanowiłam znów się w niego zaopatrzyć. Jest to nadal mój ulubiony tusz, chociaż wydaje mi się, że poprzednim razem bardziej przypadł mi do gustu. Daje delikatny efekt, wydłuża rzęsy i pięknie rozdziela. Do tego ma chudziutką szczoteczkę z włosia (a ja jestem przeciwniczką silikonowych i grubych).
Podkład L'oreal True Match Vanilla
Podkład, który mam po raz pierwszy i do którego kupna nigdy nie byłam przekonana. Kupiłam go z czystego przypadku - dlatego, że nigdzie nie mogłam znaleźć tego z Ireny Eris. Na szczęście po dłuższym używaniu stwierdzam, że jest to jeden z najlepszych podkładów jakie miałam. Zwłaszcza porównując go do poprzedniego - Bourjois Flower Perfection, który obecnie jest dla mnie małą gafą. True Match jest bardzo lekki, ma rzadką konsystencję i satynowe wykończenie. Nie wiem jak z kryciem, ale wielkim plusem jest to, że się nie wyciera i nie zostawia np. smug na telefonie, co lubił robić ten z Bourjois.
Róż Bourjois 95 Rose de jaspe
Tyle czytałam o tych różach, że w końcu musiałam się w jeden zaopatrzyć. Jestem fanką brokatowych, rozświetlających wykończeń w tego typu kosmetykach, a to cechy własnie tego odcienia. Bardzo ładnie pachnie i ma praktyczne opakowanie z lusterkiem. Jedyną wadą jest jego zbyt duża twardość - tak jak w cieniach z Max Factora, jeśli chcemy widzieć mocniejszy efekt musimy się niestety namęczyć.
Krem do rąk Kneipp
Nigdy wcześniej nie używałam żadnych kremów do rąk. Dopiero gdy dostałam od firmy Kneipp ten własnie krem, stwierdziłam, że chyba najwyższy czas odkryć co takiego fascynującego jest w ciągłym smarowaniu rąk. Ten krem jak widać zbliża się już ku końcowi i muszę wam powiedzieć, że teraz nie wyobrażam sobie nie mieć nic do nawilżenia dłoni. Jeśli chodzi o niego, bardzo dobrze nawilża, ale dość długo się wchłania co jest trochę uciążliwe. Niemniej jednak jest niezbędnikiem w mojej torebce, zwłaszcza podczas mrozów!
Puder matująco-rozświetlający Irena Eris z serii Provoke
Na ten puder dość długo się czaiłam :) Jak tylko zobaczyłam go na promocji w Rossmannie, natychmiast go kupiłam. To co w nim lubię to nie tylko opakowanie i wygląd, ale też fakt, że nie jest typowo matujący ale daje efekt subtelnego rozświetlenia. Cera wygląda po nim zdrowo, nie daje on wyglądu płaskiego matu. Ma w sobie maleńkie drobinki, co też bardzo mi się spodobało choć wiem, że nie każda jest tego fanką.
A wy jakie produkty odkryłyście w zeszłym miesiącu?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz