niedziela, 4 września 2016

Urban Decay Naked Basics2 - recenzja & swatche!

 Wreszcie znalazłam wolną chwilę na dodanie zapowiadanego posta o mojej najukochańszej dziennej paletce - Urban Decay "Naked Basics 2". W sumie ciągle zastanawiam się dlaczego robię to dopiero teraz? Paletkę posiadam niecały rok i używam jej praktycznie cały czas, a jednak robienie recenzji tego produktu wydawało mi się oczywistością i nudą. Bo przecież każdy go dobrze zna, prawda? A jesli nie to zapraszam do dalszej części posta! :) 




Naked Basics 2 to tak jak głosi nazwa - druga odsłona kultowych bazowych cieni od popularnej marki Urban Decay. Wybrałam jednak dwójkę, ze względu na to, że bardziej podobały mi się takie zgaszone odcienie. W Naked Basics cienie są zbliżone, ale bardziej.. "czyste"? Chyba można to tak nazwać :) Niemniej jednak i jedna i druga idealnie nadają się do makijażu wykonywanego każdego dnia, nawet w pośpiechu! I chyba właśnie dlatego tak ją uwielbiam. 


Zaczynając jednak od początku - ma bardzo fajne opakowanie. Jest mega solidne, w dotyku jakby gumowe i też dlatego trochę się brudzi. Wydaje się jednak super wykonane i nie do zdarcia, zamykane tak mocno, że czasem mam problem żeby ją otworzyć. To co mnie zdziwiło kupując ją, to jej malutki rozmiar. Spokojnie mieści się w dłoni, ale zapewniam, że mniejsze paletki są dużo wygodniejsze, mimo, że te większe robią lepsze wrażenie. 

W paletce mamy 6 najzwyklejszych, podstawowych cieni. Wszystkie oprócz jednego (pierwszego) są idealnie matowe. A więc po kolei! Pierwszy lekko perłowy cień świetnie nadaje się do porkeślenia łuków brwiowych czy zaznaczania wewnętrznego kącika. Reszta cieni pięknie modeluje powiekę, można nimi stworzyć bardzo fajny makijaż rozjaśniając np. ruchomą powiekę beżem, a załamanie jednym z brązów. Mimo pozorów, tak naprawdę mamy wiele możliwości, wystarczy pokombinować. Cień bez którego jednak się nie rozstaje to ostatni - "Undone". Wydaje się, że jest czarny ale w zasadzie to dość ciemny brąz. Używam go codziennie do wypełniania brwi, a w makijażu oka do pokreślania lini rzęs lub nawet malowania nim kreski. 


Paletka jest więc dla mnie kompletne wystarczalna, nie brakuje mi tu żadnego cienia i podoba mi się w niej to, że wszystkie do siebie pasują. Dzięki temu możemy bardzo łatwo coś stworzyć bez długich namysłów, ale chyba właśnie to mają do siebie wszystkie palety Urban Decay. Ich jakość jest według mnie równoważna do ceny - trzymają się powieki cały dzień (nawet przy moich tłustych), nie rolują się, jedynie lekko osypują na co skarżą się internety. Cienie są bardzo dobrze napigmentowane, niewiele trzeba, żeby było je widać na oku, a sam makijaż możecie nawet wtkonać tylko dwoma pędzlami. 


Podsumowując więc, polecam tę paletkę kaaaażdej z was! Czy się dopiero uczycie, czy już bardziej rozwijacie swoje techniki makijażowe. Przez pierwszy miesiąc od kupna jej, sama nie wiedziałam co z nią zrobić i długo zajęło mi opracowanie różnych makijaży, które dobrze wyglądają na oku. To, że jest tu tylko 6 cieni ułatwia jednak sprawę, bo raczej nie zrobimy sobie nimi krzywdy. 
Poruszając ostatnią kwestię - ceny, mam tu trochę mieszane odczucia. W ciągu ostatnich miesięcy kosmetyki UD w Sephorze zdrożały o ok. 20 zł. Ja kupiłam swoją paletkę za 125 zł, teraz możecie ją kupić w cenie 145, ale porównując to do np. skomponowania własnej palety z inglota czy makeupgeek, myślę, że to bardzo dobra cena za dobrą jakość. 

Tak więc dziękuję, za dotarcie do końca posta i życzę wam miłego dnia! :) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz