W końcu zebrałam się na napisanie recenzji na temat najświeższej paletki w mojej kosmetyczce, którą mogliście zobaczyć post niżej. To oczywiście Too Faced "Cat Eyes" czyli jedna z kultowych mniejszych paletek tej marki. Jeśli jesteście ciekawe mojej opinii i swatchy, zapraszam do dalszej części :-)
Zaczynając od opakowania paletki - jest bardzo solidne, mimo, że na pierwszy rzut oka wcale na takie nie wygląda. To żaden plastik a coś w rodzaju.. metalu? Brakuje mi słowa na nazwanie tego materiału.. ups. W każdym razie nie powinnyśmy się martwić jeśli paletka nam spadnie. Jest niewielkich rozmiarów, ale w środku mieści też lusterko - chociaż jak dla mnie zbyt małe by mogło choć trochę pomóc w robieniu makijażu. W opakowaniu mamy także mini książeczkę z trzema tutorialami jak wykonać konkretne makijaze oka - mega pomocne :)
Przejdźmy teraz do samej zawartości, bo przecież to jest najwazniejsze!
Jak da się zauważyć, większą część cieni stanowią te brokatowe/perłowe. Mamy tutaj też trzy duże maty, co jest ogromnym plusem, ponieważ tych oczywiście zużywamy najwięcej. Są idealną bazą pod każdy z pozostałych cieni. To co jest dla mnie tu problemowe, to jednak fakt, że nie mamy ani jednego ciemniejszego cienia w macie. Nie ma więc zbytnio opcji by zaznaczyć załamanie powieki - wiadomo, brokaty też teoretycznie się do tego nadają, ale w większości przypadków matowy cień wygląda po prostu schudniej :)
Moim zdecydowanym ulubieńcem jest tu czwarty od lewej cień - w paletce "Tiger's eye". Wygląda super nawet kiedy jest sam (wtedy kiedy nie mam kompletnie czasu na zabawę w makijaż oczu). Ogólnie rzecz biorąc, cienie są bardzo dobrze napigmentowane, nie osypują się, chociaż ich konsystencja jest gdzieś pomiędzy sypką a kremową. Na pewno są bardziej kremowe niż cienie z Urban Decay, które niestety dużo bardziej lubią się osypywać. Jesli chodzi o same odcienie, jak widzicie mamy tu dość duży wybór - trzy z nich są przeznaczone do rysowania kreski, można je użyć na sucho i mokro, ale także potraktować jako zwykły cień. Póki co nie wiem za bardzo co robić z cieniem "Jungle love" i ostatnim czarnym z dużą ilością brokatu. Nie przepadam za tak mocno widocznym brokatem, ale być może jeszcze się do nich przekonam. Najbardziej uniwersalnymi cieniami są jednak te z pierwszej linii, które Too Faced kategoryzuje jako te na dzień.
Myślę, że paleta ta na pewno nie jest samowystarczalna. Do wykonania delikatniejszego, codziennego makijażu potrzebujemy jednak troszkę innych odcieni. Te natomiast świetnie nadają się na wieczór, chyba, że używamy samych matów i ewentualnie brązów (tak jak już wspomniałam o "tiger's eye"). Mimo to, mając wiele paletek w odcieniach róży, ten znajdujący się w paletce Cat Eye jest naprawdę najpiękniejszy! W zasadzie wszystkie cienie powalają, gorzej jedynie z pomysłem na makijaż, bo patrząc na nie dłużej, wygląda jakby wcale do siebie nie pasowały. To jednak jest tylko i wyłącznie moja subiektywna ocena, a ja polecam paletkę z całego serca! (Pod warunkiem, że nie będzie ona dla was bazowa) :) A wam jak się podoba?
Niestety te odcienie sa dla mnie za ciemne :D Wole jaśniejsze :) Ale nie da się ukryć paletka fajna, jeśli ktoś przepada za takimi kolorami :D
OdpowiedzUsuń