Dziś przychodzę do was z postem o mojej ulubionej tematyce - różach do policzków. Co prawda ich miłośniczką stawałam się baaardzo powoli i do tej pory moja kolekcja nie jest zbyt liczna, ale wciąż szukam swojego ideału. Jeśli natomiast jesteście ciekawi kilku róży, które zdecydowanie polecam, zapraszam do lektury :-)
Zanim zaczęłam kompletować małą kolekcję, posiadałam trio, które absolutnie kochałam i które wycofali ze sprzedaży. Było to trio z Manhattanu, posiadające odcień bardzo jasny, rozświetlający; lekko pomarańczowy i mocno różowy. Po użyciu go duużym pędzlem wszystkie odcienie przepięknie się łączyly i w zasadzie nie potrzebowałam rozświetlacza. Jestem fanką takich połączonych mozajek, chociaż póki co nie znalazłam żadnej, która by mnie tak usatysfakcjonowała.
Wracając jednak do tematu, rozpocznę od palety róży Catrice - Blush artist 030
Paletkę tę kupiłam na rossmannowskich promocjach, być może nawet zdarzyło mi się już o niej wspomnieć na blogu. Składa się ona z trzech odcieni - 1 to w zasadzie bardzo delikatny rozświetlacz, zawierający dużo drobinek o różowawym kolorze. Drugi natomiast, producent nazwał matowym, choć według mnie matowy on nie jest. Da się w nim zauważyć połyskujące kropeczki, więc jego wykończenie jest co najwyżej satynowe. Ma fajny, dość ciemny, ciekawy odcień i jest dobrze napigmentowany. Ostatni ma już dużo bardziej połyskujące wykończenie i śliczny, lekko morelowy odcień. W sumie, jest to taka mieszanka moreli z typowym różowym. Myślę, że paletkę na pewno mogłabym polecić tym, którzy nie lubią mocno podkreślać policzków, chcą je tylko subtelnie podkreślić. Podoba mi się w niej to, że posiada rozświetlacz, który także będzie się idealnie nadawał dla dziewczyn zaczynających swoją przygodę z rozświetlaniem, bo nie da się zrobić nim sobie krzywdy. Jednakże nie jest to rozświetlacz nadajacy się do innych partii twarzy, raczej tylko i wyłącznie do kości policzkowych. Paletka jest w bardzo przystępnej cenie (ok 20 zł?), a produkty starczą nam na pewno na bardzo długo, ze względu na sporą pojemność.
Catrice Defining Blush 050
Róż, którego w zasadzie używam najczęściej. Długo szukałam czegoś w odcieniu brzoskwini, lekko przełamanej różem i z satynowym wykończeniem. Ten oto produkt z Catrice sprostał moim oczekiwaniom, do tego dałam za niego ok 5 zł w drogerii internetowej, dlatego tym bardziej jestem z niego zadowolona. Tak jak paletka, jest dobrze napigmentowany, nie utrzymuje się niestety godzinami, ale za tę cenę jest to naprawdę udana propozycja. Co tu dużo mowić? Uwielbiam i polecam!
Bourjois 95
Róż o którym nie raz mogliście przeczytać na moim blogu, prawie tak stary jak Max Factor. Wciąż się do niego przekonuje i poznaję go na nowo, ale ostatnio dając mu szansę całkowicie mnie zaskoczył. Jak już kiedyś wspomniałam, uwielbiam kiedy róże rozświetlają, nie jestem w ogóle fanką matowych wykończeń, a ten malutki róż z Bourjois jest dokładnie taki. Co prawda faktycznie lekko kamienieje, ale jest tak dobrze napigmentowany, że wystarczy zaledwie jedno pociągnięcie pędzlem. Następnym razem na pewno zaopatrzę się w kolejne odcienie, żeby już całkiem zmienić do nich nastawienie. Odcień, który posiadam jest dokładnie taki jak jego opakowanie, taki jak uwielbiam czyli trochę podobny do różu z Catrice. To co w nim uwielbiam to jego bardzo rozświetlające wykończenie, ale jak wiadomo wśród tych rózy możecie znaleźć w zasadzie taki o każdym wykończeniu.
Max Factor Creme Blush 15
Kolejny róż w mojej kosmetyczce, który przewijał się już tu tyle razy, że chyba nie sposób zliczyć! Następny mój ulubieniec, choć ostatnio troszkę go zaniedbałam, ze względu na to, że latem wolę bardziej "owocowe" odcienie. Ten róż także ma satynowo-rozświetlające wykończenie, ale to za co go uwielbiam to jego łatwość w nakładaniu. W ogóle nie kamienieje, nie twardnieje, jest bardzo bardzo wydajny i trwały. Chyba nawet najtrwalszy ze wszystkich tu prezentowanych. Polecam go z całego serca ;-)
Bardzo mi się podobają ijak skuszę się na róż to taki!
OdpowiedzUsuń